EKSKURS. POEZJA PROSTEGO FILOZOFA



Z głęboką wdzięcznością i wielkim podziękowaniem dla Poldka – z którym łatwiej się powraca.



EKSKURS
POEZJA PROSTEGO FILOZOFA



czasem się boję, że nie będę umiał
po prostu stanąć na środku ulicy
i tak zwyczajnie popatrzeć na drzewo
[wyrwana z notatnika kartka w kratkę]

***

szczerze dziś patrzę na to, co dotychczas
pisałem, myśląc: „O, ze mnie poeta!”
i na podarte zapiski z poprzednich
prób poetyckich, których się wyparłem
na te dowody licealnej pychy
i na komiczne pokazy mądrości
i jeśli teraz cokolwiek zostawię
to tylko po to, by kiedyś powrócić
do nich, by tym się trochę przystopować
i sam dla siebie stanowić przestrogę
i nie nadymać się więcej jak balon

***

stworzyłem sobie kiedyś filozofię
którą nazwałem „pana Satterthwaite’a
filozoficznym podejściem do życia”

(a pan Satterthwaite to bohater Christie
życia miłośnik i sympatyk ludzi
ale zazwyczaj tylko obserwator)

więc „filozofia pana Satterthwaite’a”
mówiła jasno: obserwować życie
i ludzi wokół, i wszystkie zdarzenia

ale – nie działać; nigdy w nic nie wkraczać
ani samemu nie chcieć na coś wpłynąć
w nic się nie mieszać, nie ulegać chwilom

to była miła postawa życiowa
bardzo wygodna i dająca spokój
takie „być widzem scen z teatru życia”

niczego złego w tym nadal nie widzę
ale i trwać w tym już dłużej nie umiem
zbyt intensywnie zaczepia codzienność

nadal się lubię przyglądać wokoło
ludziom, zdarzeniom i tym, co za nimi
ale mi jakoś dystans nie wychodzi

nawet nie czuję teraz niepokoju
gdy brak mi barier, gdy brak odległości
aktywny udział dzisiaj daje radość

***

brak mi jest ojca
tylko czasami i bardzo po cichu
nie chcę cię zranić tym głośnym stwierdzeniem
to ani twoja, ani moja wina

brak go niekiedy
do jakichś rozmów typowych facetów
albo grzebania razem w samochodzie
lub pożyczenia żyletki – tej męskiej

brakuje taty
szczególnie czuję to w czerwcu, w Dzień Ojca
kiedy nie muszę kupować prezentu
i ten dzień mija, jakby go nie było

***

nie ma we mnie pędu
za niczym, wolę spokój oraz ciszę
za niczym, oprócz książki oraz pędzla
za niczym, chyba że szczerą rozmową

nie ma we mnie złości
na nic, bo przecież to wszystko na chwilę
na nic, nie umiem się gniewać na ludzi
na nic, mam chyba róż szklany na oku

nie czuję zazdrości
o nic, bo co mam, jest moje i kwita
o nic, bo braki każdego dotyczą
o nic, to psuje człowieka w człowieku

nie ma we mnie żalu
ani do życia, że się kołem toczy
ani do muchy, że bzyczy nad uchem
ani do siebie, żem nie jest ideał

nie ma we mnie wzgardy
ani przez różny poziom wykształcenia
ani przez bycie tym, tamtym czy owym
ani przez rzeczy, które mam lub nie mam

ja czuję sympatię
do świata, który jest tak różnorodny
do ludzi, którzy ciągle fascynują
do psa przed płotem, który wiernie szczeka

***

trzy ruchy pędzlem
i mam już drzewo, kota lub chmurę
jeszcze w zarysie, lecz już gotowych
na białym płótnie się zadomowić

kilka plam farby
i widać oczy, i ogon widać
albo gałęzie i kształty liści
albo deszczowy zarys na niebie

jakaś poprawka
zwiększenie chmury o parę kropel
ściemnienie drzewu mchu albo kory
zwieńczenie kotu grzbietu pręgami

pędzel już w kubku
po zmyciu farby i osuszeniu
tak jakby zmalał i wigor stracił
za farbą tęsknić cicho zaczyna

płótno wysycha
drzewo kołysze liśćmi w zieleni
chmura oblewa wodą ulice
kot groźnie pręży czerń i biel grzbietu
chce być tygrysem

***

myślę o tobie
mało jest w tobie ciepła i empatii
jeszcze mniej mocy do autoironii
i niemal zero wyrozumiałości

a jednak myślę
o tobie, kiedy rozmawiasz poważnie
o tobie, kiedy uśmiechasz się szczerze
o tobie, kiedy jesteś przygaszony

o tobie, ciągle
chociaż nie chciałem się wcale zakochać
chociaż to miał być seks bez zobowiązań
chociaż z początku to nie był flirt nawet

i ciągle, ciągle
myślę, tak śmiesznie w tobie zakochany
myślę, tak jakbym nie miał już co robić
myślę, przed sobą robiąc z siebie durnia

(jesteś głupi, Poldek)

***

lubię twój uśmiech
bo ty się umiesz uśmiechać szczerze
miło i całkiem bez złośliwości
nawet się umiesz śmiać tak prawdziwie

lubię twe oczy
lubię ten odcień chłodnoniebieski
groźny, gdy patrzysz na mnie z ukosa
czuły, gdy spojrzysz na moje dłonie

lubię twe ręce
duże, szerokie, z zabawnie z gniewu
jakby skrzywionym ostatnim palcem
i lubię twoje stanowcze gesty

i lubię jeszcze o wiele więcej
twych części ciała, całego ciebie
z pełnym zestawem wad oraz kantów
wszystko to wezmę

***

Kretyński wierszolist miłosny bez rymów do pewnego nadętego filologa, który wyjechał na weekend

próbowałem zrymować twoje imię
z szeregiem różnych słów, imion, określeń
nic nie pasuje, a ja siedzę i palę
w środku nocy, nad płachtą papieru

nie rymujesz się, Andrzeju

pomyślałem, że będzie mi łatwiej
spisać coś w stylu listu miłosnego
– jeden w życiu – to może się zdarzyć –
gdy jesteś poza domem, daleko

ale ty się dalej nie rymujesz

nawet wersy nie chcą się dziś zgadzać
liczbą sylab, średniówką ni rymem
tęsknię sobie bez rymu i rytmu
i próbuję, po nocy, bezradnie, bez celu
zrymować cię z jakimś czulszym słowem, Andrzeju

bardzo się nie nadajesz do rymowania
i średnio do kochania
i to, co tu wypisuję
to już czysty strumień świadomości
bez ładu i składu, i tego ci na pewno nie pokażę
żebyś nie wiedział, jak bardzo tęsknię za facetem
który wyjechał wczoraj odwiedzić rodzinę
i nie chce mi się z niczym zrymować

***

nie lubię tłoku
nie umiem pchać się na siłę, by tylko
pchać się, rozpychać, torować swą drogę
łokciami, pięścią, ostrymi słowami

nie lubię krzyku
nie umiem, nie chcę zarzucać wyrazem
tonem, przekleństwem, czasami milczeniem
nie chcę pogrywać rozmowami z tobą

nie lubię braku
nie umiem kłamać, że nie potrzebuję
że się nie boję albo że nie tęsknię
że nie wyczuwam nagłego wahania

nie lubię pozy
nie umiem wierzyć w twoje „mnie nie trzeba”
nie dam się zmylić banalnym „ja nie dbam”
i mnie nie zwiedzie twój brak odpowiedzi

***

„na każdym miejscu i o każdej porze”
– to taki banał, wyrwany z kontekstu
który się sprawdza, gdy szukasz pretekstu
żeby mnie dotknąć, stanąć bliżej może

„światłości życia, żagwio moich lędźwi”
– tyle to razy wrednie wyśmiewałeś
udając, że sam nigdy mi nie dałeś
poczuć, żeś blisko pragnienia krawędzi

„nie ma Gilberty, nie ma Albertyny”
– nie ma, mówiłeś, i przynajmniej z głowy
sam nie umiałeś wytrzymać połowy
dnia, by nie dzwonić do mnie od rodziny

„nagie instynkty tylko coś mi dają”
– twierdziłeś za dnia, w papierosów dymie
chowając noce zbyt bliskie i imię
i te dwa słowa, co cię przerażają

***

kochać się z tobą
zwłaszcza nad ranem, gdy dzień się budzi
i ty się budzisz, cicho, bez słowa
ręką przesuwasz po moim biodrze

kochać się z tobą
zwłaszcza wieczorem, gdy zmrok zapada
wszystko zasypia albo się chowa
a ty z pomrukiem zsuwasz mi spodnie

kochać się z tobą
zwłaszcza wśród nocy, gdy ciemność wokół
wszystko okrywa, a twoje usta
błądzą na pamięć po moich plecach

kochać się z tobą
zwłaszcza gdzieś w środku dnia i przy świetle
gdy tak dokładnie mogę cię widzieć
a potem leżysz obok i palisz

kochać się z tobą
pal diabli porę, zawsze chcę poczuć
jak możesz blisko, bez obaw podejść
i jak twój oddech rozgrzewa skórę

pal diabli porę

***

papieros jeszcze nie czyni uczonym
ale już blisko – więc czemu odrzucać
szansę schowania się w dym zamyślony
aby szarością rozsnutą dokoła
bronić się przed tym czerń-i-biel podziałem

***

unosisz w dłoni wspólną zapalniczkę
przypalasz wolnym ruchem papierosa
dym w gardło gryząc wdziera się jak osa
wchodzimy paląc w wybraną uliczkę

wspieramy książki o sok i solniczkę
w tekst zatopieni aż po czubek nosa
chęć na czytanie jest naga i bosa
dotyk przez kartki jak przez rękawiczkę

splata się ciągle i znów erotyka
z tytoniem drukiem i dźwiękiem rozmowy
w tę mozaikę w której we dwóch trwamy

lubię momenty gdy twa dłoń dotyka
mojej i głowa się zbliża do głowy
i nie palimy już i nie czytamy

***

zarozumiały bufon ze Szczecina
zadzierał nosa równo co godzina
w końcu przez zadzieranie
nos był w tak kiepskim stanie
że bufon urok miał niczym gadzina

***
pyszny i dumny filolog w Szczecinie
chciał się popisać w tej swojej dziedzinie
kartki, jak leci, tak pochwycił
swą analizą się zachwycił
ślepy na tytuł „zamówić w Merlinie”

***

filologowi w Zachodniopomorskiem
przypalił peta filozof z Krakowskiej
nadęty palacz flirtował ostro
potem do łóżka zaciągnął prosto
i wpadł w pułapkę love story gejowskiej

***

w humanistycznie widzianym Szczecinie
co z wyprzedaży za złotówkę słynie
dwóch się rzuciło raz palących
do stoisk książki sprzedających
nim znów zapalą, wiele czasu minie

***

a tak, ja tęsknię i umiem to przyznać
tęsknię za twoją ręką obok mojej
zapachem skóry i kolońskiej wody
wspólnym paleniem

tęsknię, gdy jedziesz i chociaż mam spokój
od twoich czepialstw i ciągłych „wiem lepiej”
brak jest mi jednak twojej obecności
prostego „obok”

i wieczorami papierosa razem
wypalanego przed snem i przed seksem
mieszanki dymu, przesuwania palcem
po twarzy, szyi

i jeszcze brak mi twojego oddechu
gdy zasypiamy, tak mocno objęci
gdy po swojemu mnie wgniatasz w materac
gdy znowu jesteś

***

czasem się boję
czasem się boję, że się zachłystuję
tą moją wiedzą, moim oczytaniem
że się oduczam ciągle dopytywać

czasem się boję
czasem się boję, że mi za wygodnie
że z filozofa mam tyle, co nazwę
że się zacząłem modlić do dyplomów

czasem się boję
czasem się boję, że kiedyś uwierzę
że po „dr”, „dr hab.” nie ma nic na świecie
o co się spalać warto by wewnętrznie

czasem się boję
czasem się boję, że się kiedyś upchnę
sam, i radośnie, dziękując, że mogę
w jakieś pudełka układów, hierarchii

czasem się boję
czasem się boję, że nie będę umiał
po prostu stanąć na środku ulicy
i tak zwyczajnie popatrzeć na drzewo

czasem się boję
czasem się boję, i to, że się boję
jako jedyne pozwala się nie bać
że się sam wpędzę w ślepoty uliczkę

***

kolekcjonuję codzienność i zwykłe
sprawy, którymi lubię się przejmować
szanse na geniusz są u mnie dość nikłe
o wielkie rzeczy nie umiem wojować
kiepsko się bronię, kiedy słowa przykre
gdzieś się zjawiają – nie chcę atakować
wolę łagodzić, słuchać i rozmawiać
czasami nawet swym kosztem zabawiać

dlatego właśnie wolę codzienności
drobiazgi zbierać, a wielkie działanie
zostawić innym; w mojej obecności
lepsze by było choćby plotkowanie
albo te ciepłe, śmieszne złośliwości
niż patetyczne, groźne przemawianie
jestem zwyczajny, to mi nie przeszkadza
tak jak rutyna w niczym nie zawadza

kolekcjonuję więc sobie codzienność
i szukam ciągle w jej dniach nowych rzeczy
w mojej rutynie lubię także zmienność
taką łagodną, co sobie nie przeczy
czasem się zdarzy gwałtowna odmienność
wtedy grafoman wierszem nerwy leczy
ale najwięcej radości mi dają
dni, które cicho i dobrze mijają

***

nie ma piękniejszego dźwięku
niż powtórzenie dwukrotnie tej samej
sylaby, która buduje dzieciństwo

nie mam pojęcia, ile dotąd razy
ją dublowałem, żeby mieć cię obok
jest coś świętego dla mnie w słowie „mama”

lubię się czasem poczuć znowu dzieckiem
lubię odnaleźć w pamięci element
tego, co kiedyś było nasze wspólne

i lubię teraz patrzeć na świat z tobą
uwielbiam wspólne chwile przy sztalugach
albo palenie razem na balkonie

i czasem strach mnie ogarnia koszmarny
że może nadejść taki moment, w którym
ta dwusylaba natrafi na próżnię

nie mam pretensji do bycia dorosłym
nie potrzebuję takiej dorosłości
w której zagubić musiałbym to „mamo”

***


jest w codzienności coś wprost magicznego
co można łatwo przeoczyć lub zgubić
bo to tkwi w drobnych, błahych, prostych rzeczach
i chcę to widzieć

jest w tych codziennych sprawach taki urok
który łagodzi zgrzyty, koi smutek
może wywołać uśmiech całkiem szczery
i przynieść spokój

jest w tej codziennej rutynie kierunek
który czasami gdzieś się zawieruszy
ale potrafię odnaleźć go, widząc
liście na drzewach

jest w dniu powszednim chropowate piękno
którym codziennie chcę się móc zachwycać
bez żalów, smutków, pretensji i złości
i jak najprościej

***

gdzieś się zgubiłeś – ty mnie czy ja tobie
gdzieś się zatarło to nasze „rozumiem”
oduczyliśmy się chyba rozmawiać
napięcie wokół

coś się zepsuło w tym codziennym „razem”
i filologia mija filozofię
jakoś tak ślepo i jakby bezwiednie
trudno być obok

ktoś wszystko popsuł i to nie jest wcale
z nas tylko jeden – bo winy są wspólne
więc ciągle myślę, a ty się oddalasz
chyba już pójdę

może z daleka będzie jakoś jaśniej
może bez siebie siebie poskładamy
może to przesyt, zawieszenie, koniec
może tak lepiej

bo ja cię wcale nie chcę zapominać
szanuję przeszłość, którą dzieliliśmy
tylko być z tobą już dłużej nie mogę
chyba nie umiem
                             
może z daleka będę sprawiedliwszy
w moim patrzeniu na ciebie, w ocenie
chciałbym powrócić w życzliwe myślenie
o nas, o tobie

chciałbym się znowu uśmiechnąć tak szczerze
na dźwięk twojego imienia i głosu
ścisnąć ci rękę naprawdę serdecznie
czuć znów sympatię

z daleka sobie na nowo przypomnę
to, co jest w tobie dobre, wartościowe
patrząc z dystansu, zobaczę wyraźniej
wróci cierpliwość

nawet brak ciebie będę umiał cenić
i przypadkowe spotkania, rozmowy
to, że wciąż będziesz gdzieś w mojej przestrzeni
byle nie wspólnej

i może nawet czasami powróci
jakiś sentyment czy resztka czułości
wcale się tego nie będę wypierał
nie (s)palę mostów

***

marzyłem kiedyś o byciu herosem
o bohaterstwie, zaszczytach i sławie
o wielkich czynach i świata naprawie
i o kontroli pełnej nad swym losem

śniłem o władzy, o byciu kolosem
nauki, sztuki, o wielkiej wyprawie
w nowe dziedziny, a także zabawie,
której się oddam, ciesząc się rozgłosem

teraz powoli się mogę pogodzić
z rzeczywistością, która tak odstaje
od szkolnych marzeń i studenckich rojeń

już się nie boję wokół wzrokiem wodzić
i z codzienności brać to, co mi daje
i w prostych rzeczach szukać wciąż ukojeń

***

tęsknię za cichym wieczorem
gdy na kolanach mi kładłeś
głowę, twarz w książkę chowałeś
palce wsuwałem w twe włosy

tęsknię za nocną godziną
gdy mnie ramieniem objąłeś
trzymałeś mocno za rękę
na szyi czułem twój oddech

tęsknię za wczesnym porankiem
gdy po zbudzeniu ziewałeś
i rzucaliśmy monetą
kto przegra, robi śniadanie

tęsknię za samym dnia środkiem
wspólne czytanie przy stole
twój uśmiech sponad papierów
bliskość bez barier, bez przeszkód

tęsknię

***

ptak na gałęzi
te proste rzeczy są najpiękniejsze
wiatr pióra gładzi i gałąź buja
co rano z okna widać ten taniec

mama przy płótnie
to takie swojskie, dobre, bezpieczne
i ta świadomość, że mam gdzie wrócić
że jest wciąż blisko i nie odrzuci

farba na pędzlu
robię na płótnie te pierwsze linie
to jak stwarzanie nowego świata
z dala od wszystkich, wyłącznie dla mnie

tylko ja w łóżku
to nie przeraża i już nie boli
ja i papieros, i dobra książka
i luźne kartki, na których bazgrzę

dzień będzie nowy
dzień w dzień, codziennie, i wciąż od nowa
znowu mnie cieszy tego świadomość
ptak na gałęzi głośno świergoli

***

książka, papieros i trochę muzyki
chwila przy płótnie i spacer po parku
tak mi niewiele potrzeba do szczęścia
aż strach uwierzyć

wielu znajomych i paru przyjaciół
wieczór z kakao i rozmowa z mamą
kilka obrazów widzianych w muzeum
kasztan na drodze

moment dyskusji i uważne oczy
uczniów, i kilka bardzo trudnych pytań
i jest spełnienie, i jest satysfakcja
ja lubię uczyć

gałąź bzu w domu i ciasto na stole
jestem domowym stworzeniem, bez celów
olśniewających, pewnie dość banalnym
lecz dziś szczęśliwym

***

umiałbym w Boga uwierzyć – malarza
który paletę starannie dobiera
– to się czasami i sceptykom zdarza

w Boga-malarza, co w barwy ubiera
wszystko, co wokół oglądam uważnie
a resztki farby w smugi cieni zbiera

o takim Bogu myślałbym przeważnie
jak o artyście, którego nie można
bać się czy widzieć śmiertelnie poważnie

przy takim Bogu żadna wizja zdrożna
powstać nie zechce ani też nie zdoła
i żadna kreska nie będzie bezbożna

Bóg tak widziany odcieniami woła
nęci do własnych prób i farb mieszania
bez żadnych ułud, bez tańców chochoła

Bóg tak widziany sunie bez wahania
pędzlem po płótnach rozciąganych wkoło
ciesząc się z cieni, z kontrastów zagrania
                                                      
Bóg tak widziany nakłada wesoło
koleje warstwy, szkicuje, rozmywa
z przejęcia czasem farbą brudzi czoło

taki Bóg głową nad obrazem kiwa
z namysłem, bo chce kolorem uderzyć
w sens i w to dobre, co w człowieku bywa

w takiego Boga umiałbym uwierzyć
umiałbym kochać, zrozumieć i uczcić
czasem przy płótnie chciałbym się z nim zmierzyć

***

dziwnie cię spotkać
trochę tak jakby świat się szybko cofnął
jakby się naraz obejrzał przez ramię
czas, zamiast dalej powiększać odległość

dziwnie rozmawiać
zwyczajnie, prosto, z uśmiechem, bez starcia
chociaż niekiedy nieco naokoło
jakbyś się drasnąć starych ran obawiał

dziwnie cię dotknąć
coś przewrotnego tkwi w każdym momencie
kiedy podaję ci ogień, gdy patrzysz
z uwagą, kiedy palce się stykają

dziwnie tak postać obok na balkonie
bez nerwów, złości, pretensji i żalów
jakby z przeszłości to się wymazało
i ty zostałeś

***

a my, sceptycy, wciąż dobrze się mamy
chociaż dokoła tak wiele się zmienia
i czuć tę gorycz zawiedzionych marzeń
i ciągle coś jest inaczej, niż miało

a my, sceptycy, dalej potrafimy
tak się dziecinnie ucieszyć z banału
i zdarza nam się zagwizdać beztrosko
albo podnosić kasztany gdzieś w parku

a my, sceptycy, wiernie pamiętamy
nawet jeżeli jesteśmy daleko
i wciąż cenimy to, co było nasze

a my, sceptycy, naiwnie wierzymy
w to coś lepszego w spotkanym człowieku
i wschód lubimy oglądać z balkonu

***

Poldek z melancholijnym uśmiechem pokiwał głową nad plikiem trzymanych w ręku kartek. Straszny z niego grafoman, nie da się zaprzeczyć. Te teksty pochodziły ze sporego stosu, który się nagromadził w przeciągu ostatnich lat; Poldek pisał swoje wiersze, wierszydła, wierszoklectwo, kiedy nachodziło go dziwne uczucie przepełnienia, duszenia – ze szczęścia, z żalu, z wrażenia wywołanego jakimś zdarzeniem, ze zwykłej potrzeby wypowiedzenia się tak inaczej niż na co dzień. Niekiedy czuł, że zebrało się za dużo rzeczy, przeżyć, zawiłości, obaw, tęsknot, myśli – i to wszystko wymaga uporządkowania, a pisanie wierszy stanowiło bardzo dobrą, przynoszącą ulgę i pozwalającą głębiej się zastanowić formę. Poza tym – poza tym lubił je pisać. Pisanie wierszy przypominało rysowanie – ale było chyba jeszcze bardziej intymne, obnażające, wywewnętrzniające. Czasem też lubił te swoje wypociny przeczytać – raz starsze, raz nowsze, niekiedy wszystkie, kiedy indziej tylko na wyrywki. Traktował je trochę jak formę pamiętnika – podczas czytania przypominał sobie różne sprawy związane z danym wierszem, momentem pisania, okolicznościami, w jakich najchętniej do niego powracał.
Dobrze, był grafomanem, niech będzie – chociaż wolał słowo „dyletant”. Był dyletantem, jeśli chodzi o malowanie, był dyletantem, jeśli chodzi o pisanie wierszy. Był prostym filozofem, który często czuł się również dyletantem, jeśli chodzi o samą filozofię – ale to dobrze, bo obawa przed dyletanctwem w filozofii była jedynym, co mogło przed tym dyletanctwem ratować. Między byciem filozofem a byciem porządnym człowiekiem istniała zresztą niesamowita analogia – i dlatego Poldek mniej się bał momentów, gdy czuł się dyletantem jako porządny człowiek, niż gdy czuł się właśnie porządnym człowiekiem.
Gdy zaczynał się podejrzanie mocno czuć porządnym człowiekiem, wyjmował z kolorowej tekturowej teczki plik – za każdym razem coraz grubszy – zapisanych kartek i czytał własne wiersze. Odnajdywał w nich na powrót swoje dyletanctwo: poety, filozofa, człowieka.
To było dobre odnajdywanie, zdrowe, ratujące. Dlatego, mimo że był tak strasznym grafomanem, pisał dalej wiersze – i co jakiś czas je czytał.
I przez chwilę bał się trochę mniej.

fot. Pexels

CONVERSATION

23 comments:

  1. I jak tu nie odczuwać niedosytu? No jak? Teraz jeszcze bardziej odczuwam, że to wciąz mało :) Też tęskniłam za kolejnymi puzlami Musivum. Mam nadzieję, że wkrótce będzie znacznie więcej.
    Lubie te Musivowe inszości formy, mimo że za poezją jako tako nie przepadam, to z Poldkowych wierszy można wiele wyczytać.
    Lubię jego podejści do życia, do pisania. Ma w sumie rację, dobrze jest być grafomanem...
    Nie jestem dobra w komentowaniu, także wybacz, ale poczytywać będę już wiernie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy popowrotny komentarz, ależ się z niego uradowałam :)
      To świetnie, że poczucie niedosytu jeszcze wzrasta - to dla mnie wspaniała wiadomość i dodatkowa zachęta do pisania. Zdecydowanie chcę się postarać, aby szybko pojawiły się kolejne teksty.
      Cieszę się z tego, że tak odebrałaś wiersze Poldka i że chcesz dalej czytać. A co do samego komentarza - jeszcze raz za niego dziękuję, każdy taki sygnał niesamowicie nakręca do pracy :)

      Usuń
    2. No to będę od czasu do czasu komentować. A o Poldku bym poczytała jeszcze... no i o Andrzeju. Na razie staram się jakoś przetrawić informację, że Poldek i Andrzej... może zbyt mało było o Poldku i jakoś tak... bo ja wiem. Sentymentalny filozof i arogancko wyniosły filolog... Zdecydowanie musisz więcej o Poldku napisać. A o mojej ulubionej parze też jeszcze bym poczytała... to tak na marginesie, jeśli można życzenia składać :)

      Usuń
    3. Komentarze zawsze są mile widziane ;)
      Zgadza się, zdecydowanie muszę napisać więcej o Poldku - żeby pokazać go z różnych stron (podobnie jak Andrzeja). Poldek nie jest tak sentymentalny, jak może się niekiedy wydawać w wierszach, ale na pewno sporo tę dwójkę różniło.
      Życzenia zawsze można składać, a do ulubionej pary na pewno niebawem znów wrócę :)

      Usuń
    4. Wiem, że zawieje patosem, ale muszę to napisać, bo taka prawda: mam w oczach łzy radości, bo wróciłaś, i to z Poldkiem. Po pierwsze: daj się wyściskać na (trochę już spóźnione) powitanie. Po drugie: tak bardzo, bardzo dziękuję za Poldka.
      Wspaniale się czytało poezję prostego filozofa. Uwielbiam to, że pomimo że "prosty filozof" to dla mnie oksymoron, to jednak Poldek tak idealnie łączy ze sobą te dwa zjawiska. Taki jest - i za to go podziwiam.
      Ten zbiór wierszy jest lepszy niż jakikolwiek pamiętnik z opisanym każdym wydarzeniem poszczególnych dni. Wydobywa to, co ważne. Akcentuje to, czym naprawdę żyje autor bez rozcieńczającej przekaz setki niepotrzebnych zdań. Tutaj wszystko ma znaczenie: forma przekazująca nastrój Poldka, każde słowo z osobna, ich kompozycja w wersie i w strofie. Każdy z tych wierszy stanowi wycinek rzeczywistości Poldka, a wszystkie razem składają się w całość z wszystkimi najważniejszymi aspektami jego życia i charakteru. Po raz kolejny przedefiniowałaś tytułową mozaikę i to jest chyba w tym tekście najpiękniejsze.
      Każdy wiersz mi się podoba. Każdy wywołuje we mnie emocje. Nie zdziwisz się, jeśli powiem, że te o rodzicach wzruszają (ten o ojcu podwójnie, również ze względu na adresata utworu). Limeryki mnie ucieszyły i rozśmieszyły. Każdy adresowany do Andrzeja lub jedynie go wspominający budzi we mnie zrozumiałą tęsknotę.
      "filologowi w Zachodniopomorskiem
      przypalił peta filozof z Krakowskiej"
      Tutaj: żartobliwa forma, ale wiesz, co chcę przeczytać? Co muszę przeczytać? Co Ty musisz napisać i opublikować? Każdy wspomniany papieros i każda wspomniana zapalniczka... To dręczy i sprawia, że chcę, chcę, chcę... Wiesz, którego tekstu tak bardzo, bardzo chcę.
      Gdybym miała wkleić wszystkie cytaty, które mnie zachwycają i są dla mnie szczególne i wyjątkowo ważne, skończyłabyś tutaj chyba z całością. Jednym z tych, które urzekły mnie najbardziej, jest ten:
      "splata się ciągle i znów erotyka
      z tytoniem drukiem i dźwiękiem rozmowy
      w tę mozaikę w której we dwóch trwamy"
      Idealne podsumowanie. Piękne połączenie, które wydobywa dla mnie esencję związku poety z adresatem, łącznie z "trwaniem" jako słowem zamykającym strofę (bo ostatecznie "trwanie w związku" można interpretować dwojako: jako bardzo pozytywne oddane trwanie przy sobie, ale też jako utknięcie w miejscu, bez drogi w przyszłość).
      Wiersze po rozstaniu bolą. Nie możesz tego tak zostawić. Wiadomo, dla nich obu to tylko część ich historii życia, bardzo ważna, ale... Ale. Potrzebuję ukojenia. Może zobaczyć, jak było dobrze. Może przekonać się, że potem mimo wszystko też było dobrze. Niezależnie od Twoich planów, wiesz, że ja nigdy nie będę miała dość tej dwójki.
      Na koniec: z jednym się nie zgodzę. Z samookreśleniem Poldka jako grafomana. Nie, i już.
      A poważniej, jestem pewna, że wrócę do poezji Poldka i znów znajdę w niej coś nowego. Mam nadzieję, że to nie jedyna odsłona jego zbioru.
      Dziękuję za kolejny kawałek Musivum. Skoro wróciłaś, liczę na całe mnóstwo nowych tekstów :)

      Usuń
    5. Nie masz pojęcia, jaka byłam ciekawa Twoich wrażeń dotyczących Poldkowych wierszy! Pamiętam, że Ci się kiedyś podobały jego limeryki - cieszę się, że nadal tak jest i że nie tylko te utwory zrobiły dobre wrażenie.
      Łzy w oczach to dla mnie niesamowity komplement i powód do radości. Odkrywam na nowo, jakie to wspaniałe napisać tekst, wrzucić go na blog - i widzieć reakcje.
      Poldek jest dla mnie swego rodzaju codziennym sumieniem, i wiem, że pod wieloma względami nie dorastam mu do pięt (i prawdopodobnie nigdy nie dorosnę) - nie mam jego zrozumienia, sympatii i wyrozumiałości dla ludzi. Tam, gdzie Poldek rozumie, ja się wściekam, tam, gdzie on wybacza, ja nienawidzę, tam, gdzie on łagodzi, ja drażnię. Im bardziej zagłębiam się w Poldka, tym bardziej widzę, o ile bliżej mi do Julka czy Andrzeja niż do Poldka. Może dlatego tak bardzo mnie (i nie tylko mnie) do Poldka ciągnie i tak go lubię. Wspaniale się z nim pracuje, na takiej nucie wyciszenia, uśmiechu i połączenia lekkiej melancholii z dużą dawką optymizmu.
      Co do Andrzeja i zapalniczki - tak, wiem, muszę to napisać :) I chcę to napisać. (I, śmieszna sprawa, nawet Andrzej nie ma nic przeciwko temu, chociaż, oczywiście, się nie przyzna).
      Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś z Poldkiem pografomanimy (on lubi to słowo, pozwala mu zachować taką intymność pisania). Jeszcze większą nadzieję mam na wyprodukowanie jak największej liczby nowych tekstów. Zdecydowanie potrzebuję ożywienia "Musivum" i wszystkich Musivowców (których przybywa i przybywa... niedługo nie zmieszczą się w Szczecinie).
      Dziękuję Ci za wszystkie wspaniałe słowa! I za to, że po tych kilku latach nadal jesteś promusivowa! :)
      PS Też lubię ten sonet, a zacytowana strofa to jeden z moich dwóch ulubionych jego kawałków :)

      Usuń
    6. Tak sobie myślę... Może któryś z Poldkowych wierszy mógłby pojawić się na forum YF (w dziale liryki)? Z drugiej strony idea wydzierania części z całości średnio mi się podoba (kłuje). A z trzeciej strony wydaje mi się, że mogłaby to być ciekawa forma reklamy Musivum (i niekoniecznie tylko na YF).
      Pozdrawiam!

      Usuń
    7. To ciekawy i całkiem dobry pomysł :) Jeśli chodzi o wydzieranie, myślę, że nie ma się tym co przejmować - w końcu każdy z tych wierszy jest samodzielnym tekstem, a cały powyższy zbiór to i tak tylko wybór Poldkowej twórczości. Rzeczywiście, to byłaby interesująca forma reklamy...
      Gdy czerwcowe napięcia i roboty mi się skończą, zamierzam rzeczywiście trochę się poreklamować w różnych miejscach, Ciekawe, czy NL znów przyjmuje teksty, Na YF też na pewno zajrzę, i jeszcze w parę miejsc. Brakuje mi czytelniczo-komentarzowej karmy, ot co :D
      Dzięki za podpowiedź! :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj kochana! :))

      Najmocniej przepraszam, że dopiero teraz się zjawiam... I również dziękuję za wspaniałe komentarze u mnie kochana! Jestem Ci za nie dozgonnie wdzięczna! :)) :** ^^
      Cóż, z filozofią mam dosyć często do czynienia, gdyż jestem wielbicielką Freuda, choć nie był filozofem w ścisłym tego słowa znaczeniu. Dlatego niezmiernie ciekawiło mnie, jak to wszystko wygląda z perspektywy Poldka. Od samego początku wzbudził on moje zainteresowanie! Czułam intuicyjnie, że zawiera głębię i nie jest jednowymiarowy. Nie myliłam się! Jego przemyślenia wręcz mnie oczarowały! Niesamowite, lecz sama wyobrażam sobie często Boga, jak malarza, który śmiga z pędzlem! Magia, czy może pokrewieństwo dusz? ;))
      Co do filozofii pana Satterthwaite’a, chyba nie potrafiłabym jej przyjąć. Mimo, iż jestem baczną obserwatorką, nie mogę tylko i wyłącznie się wszystkiemu przyglądać. Po prostu nie mogę! Ja działam! :D *.*
      Tak czy inaczej, bez cienia wątpliwości chciałabym poznać bliżej Poldka! ;))

      Pozdrawiam serdecznie oraz ściskam ze wszystkich sił! <3

      Usuń
    2. Dzięki za sygnał :) Spokojnie, wiem, że każdy ma swoje codzienne życie i nie da się zawsze przeczytać czy skomentować na zawołanie ;)
      Cieszę się, że Poldek wzbudził Twoje zainteresowanie - mam nadzieję, że uda mi się go pokazać jak najbardziej niejednowymiarowo. Oczarowanie Poldkiem jest dla mnie wielkim powodem do radości. A co do Boga-malarza... może to rzeczywiście jakaś magia czy coś podobnego?
      Filozofia pana Satterthwaite’a jest bardzo specyficzna i z pewnością nie będzie pasować osobom, które lubią działać. Mnie jest bardzo bliska, jak w ogóle Poldek, ale czasami zbyt wielki ze mnie choleryk, bym umiała wyłącznie obserwować.
      Myślę, że z czasem całkiem dobrze poznasz Poldka - i, mam nadzieję, pozostałe osoby, również te, których poznanie nie będzie aż taką przyjemnością ;)

      Usuń
  3. Ome, nawet nie wiesz jak bardzo uradował mnie widok tych dwóch nowych notek. Jeszcze nie zgłębiłam do końca poldkowych perypetii literackich, ale zamierzam to uczynić jak najszybciej. Nastąpił wielki przełom, nie tylko w kwestii twojego powrotu, ale także w kwestii mojego komentowania twoich tekstów - dziś nastąpił mój pierwszy raz. Dlaczego pierwszy? Na Musivum trafiłam podczas twojej twórczej przerwy, więc głównie dlatego nie decydowałam się na pozostawianie po sobie śladów. Teraz, gdy jesteś znów z nami i mogę bez przeszkód cieszyć się twymi zgrabnymi słowami, zamierzam zostawiać jak najwięcej okruszków. Pierwszym z nich będzie nie tylko ten komentarz, ale również moja niezmierna radość, którą chciałam wyrazić poprzez mały podarek graficzny: LINK -> http://i62.tinypic.com/122dxc1.png
    Mam nadzieję, że projekt nowego nagłówka ci się spodoba, jeżeli nie - zrobisz z nim co chcesz bądź nie zrobisz nic. Pozdrawiam i zmykam pałaszować Poldka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie niesamowicie uradował Twój komentarz oraz sygnał, że istnieje kolejna osoba, która czyta Musivum i cieszy się z jego reaktywacji! :) Jak to dobrze, że nadal chcesz czytać! Tym bardziej czuję się zmotywowana do pisania.
      O RANY. Kliknęłam w link i zaniemówiłam z wrażenia. Projekt jest cudny, bardzo mi się podoba i ogromnie za niego dziękuję! :) Na razie pozwoliłam sobie go wykorzystać w kilku zakładkach jako nagłówek-logo do spisów treści etc. Powiedz tylko, jak podlinkować (to takie cwane pytanie o godność, bo próbuję rozgryźć Twoją tożsamość i coś mi chodzi po głowie, ale stuprocentowej pewności nie mam, więc sonduję).
      Okruszki, już się cieszę na okruszki :) Będę się nimi z radością opychać. Mam nadzieję, że dobrze Ci się pałaszowało Poldka!

      Usuń
  4. W takim razie moja radość sięga zenitu. Pisz, kobieto, pisz! Bo szkoda byłoby zmarnować tak pięknie rozpoczętą historię.
    Dobrze widzieć, że projekt ci się spodobał, jeśli będziesz chciała coś skorygować, nie krępuj się. Zawsze można wprowadzić kilka poprawek. Co do tożsamości, póki co pozostanę Gallem Anonimem, ale wszystko zmieni się, gdy poukładam sobie śmieci na koncie Google i dokończę projekt swojej małej przystani. Mam nadzieję, że możemy się tak umówić, droga Ome.
    Poldek jest jak ciastko z galaretką, oby było go jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że będę pisać, zwłaszcza po takich zachętach i prezencie! W końcu nieładnie przyjąć prezent i nic dalej nie robić.
      Gall Anonim - niezły wybór, dobrze mi się czytało jego "Kronikę". Chociaż może lepiej "Galla Anonima" albo "Gallica Anonimica", sądząc po formach czasownika ;) Jasne, możemy się umówić, że na razie będziesz GA, a gdy czas nadejdzie - poznam Cię pod innym nickiem. Owocnych prac nad własną przystanią!
      Poldek jako ciastko - to brzmi dobrze. Paru amatorów takich ciastek by się tu znalazło...
      W weekend robię korektę nowego tekstu (mam już gotowy wydruk), a w poniedziałek wrzucam go na blog. Wspaniale wiedzieć, że kilka osób na pewno go przeczyta. Będzie tam też przez chwilę Poldek!

      Usuń
  5. I takie podejście mi się podoba!
    Co do mojej własnej przystani, wskazanym jest, aby nie była to przestrzeń jałowa. Dlatego też mam nadzieję, że będziesz mi dostarczała sporo wrażeń swoimi wędrówkami pisarskimi, bo co jak co, ale one najczęściej, i najskuteczniej, motywują mnie ostatnio do czegokolwiek.
    Znając mój rozpęd, Poldek niedługo ewoluuje w całą cukiernię (albo przynajmniej w chlebek bananowy). Oby mi tylko nie wyparł z horyzontu Michała, bo póki co to mój jedyny kompan jeżeli chodzi o "Muminki".
    Ach, zatem czeka mnie nader przyjemne rozpoczęcie urlopu. Zabieram Musivum do domku nad jeziorem i będziemy się nawzajem pożerać w hamaku. Mam nadzieję, że nic nie stanie Ci na przeszkodzie, pioruny nie spalą sprzętu, nie wkradną Ci się żadne robaczki, ani magicznym sposobem nie znikną Ci wszystkie pamięci podręczne z nowym tekstem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wielką przyjemnością będę dostarczać takiej radości. Ogromnie się cieszę, że mogę tak motywować.
      Poldek jako chlebek bananowy? Brzmi... intrygująco. Co do Michała, myślę, że nie tak łatwo go wyprzeć, zwłaszcza gdy natrafi on na innych muminkofilów.
      Mowy nie ma, kiedyś się nacięłam na awarię komputera i od tej pory ważne teksty mam na małych i dużych pamięciach zewnętrznych, na różnych pocztach i w wydruku. Jedna historia pod tytułem "chyba straciłam pół magisterki!" wystarczy mi na całe życie.
      Mam nadzieję, że Musivum umili Ci początek urlopu i będzie Ci się dobrze konsumowało nowy tekst :)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że, moimi żywieniowymi naleciałościami w tekście, nie poprzestawiam Ci niczego w koncepcji twoich alter ego i nie zaczniesz uwypuklać, chociażby u Poldka, natury godnej porównaniu do chlebka bananowego. Michał jest specyficzny i lubi Kurta, a to się chwali. Sądzę, że te miłostki do literatury i minimalizmu tworzą z nas świetną parę mentalnych kumpli.
      Awaria komputera to chyba najgorszy z możliwych kataklizmów, dlatego wysyłam większość swoich plików do chmurki, gdzie leżakują sobie bezpiecznie i zarażone są jedynie na niehumanitarne hackowanie pozbawiające ludzi ich najważniejszych danych.
      Och, ja też mam taką nadzieję, Ome. Ba, nawet jestem pewna, że tak właśnie będzie! Miło się z tobą gawędziło w komentarzach i mam nadzieję, że to nie pierwszy i ostatni raz. Pisz dzielnie!

      Usuń
    3. Nie ma obaw, ci bohaterowie są ze mną od dobrych kilku lat (albo i dłużej), więc ich charaktery mocno się ugruntowały. Poldek nie zamieni się w chlebek bananowy. Poldek potrafi się nawet wkurzyć, rzucić mięsem i trzasnąć pięścią, chociaż bardzo rzadko mu się to zdarza i trzeba stworzyć mu ku temu naprawdę wyjątkowe warunki. Ale niektórzy potrafią.
      Ja też uwielbiam Michałowe lubienie Vonneguta. Vonnegut jest cudowny, jakiś czas temu znalazłam (w Biedronce!) tom "Armagedon w retrospektywie" i nie wiem, które z nas bardziej się ucieszyło, Michał czy ja.
      Mnie też się bardzo miło z Tobą rozmawiało, liczę, że te pogawędki powtórzą się przy kolejnych tekstach :) Zabieram się za korektę "PS".

      Usuń
  6. Poldek rzucający mięsem, a to ci zagwozdka. Toć on się widzi jako najpotulniejszy z baranków, który swoją budyniowatością mógłby obdzielić pół wojska i jeszcze by mu zostało! Jak widać Polduś też jakieś granice ma, może to i dobrze, nie można być nad wyraz wyrozumiałym i cierpliwym - każdy swoje granice ma.
    W biedronce, powiadasz. Czatuję tam dość często na książki, ale Kurta jeszcze nie widziałam, skąd wniosek taki, że muszę uważniej przekopywać biedronkowe kosze. Tylko mi nie mów, że dorwałaś tę książkę za grosze, bo poczuję się w tym momencie wybitnie źle.
    Poprawiaj, poprawiaj, ja właśnie skończyłam ogólnikowe prace nad moją przystanią, gdzie ośmieliłam się napomknąć o twoim blogu, droga Ome. I, jak widać, przestałam nawet podszywać się pod Galla Anonima. Mam nadzieję, że uda nam się tak samo miło pogawędzić pod twoim "PS". Swoją drogą - to już jutro i bardzo nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Poldek zdoła jeszcze zaskoczyć i pokazać, że nie jest taki potulny, jakby się na pierwszy rzut oka zdawało. Tak, zdecydowanie ma granice i zdecydowanie są one - nie tylko jemu - potrzebne.
      Niestety, dorwałam tę książkę rzeczywiście za grosze. Warto uważnie przekopywać kosze; ostatnio obłowiłam się w Stokrotce, która też od niedawna prowadzi sprzedaż książek za zaledwie parę złotych. Dużo jest pozycji dla dzieci i pop-masówki, ale trafiają się też perełki.
      Tekst poprawiony; wrzucanie to już właściwie dziś, ale gdy wrócę z pracy, teraz niestety trzeba iść spać. Bardzo jestem ciekawa Twojej przystani (niestety, po wejściu w profil nie mogę namierzyć żadnego adresu); a wspomnienie o "Musivum" to dla mnie zawsze duży komplement. Czekam na pogawędkę pod nowym tekstem :)

      Usuń
  7. Ja też mam taką nadzieję, Ome. Zwłaszcza, że Poldek jeszcze nie został zbytnio odkryty w twoich tekstach, zatem ciekawi. Ciekawi bardzo.
    Ach, moja dusza cierpi i wyrzucam sobie okrutnie, że nie udało mi się dorwać takiego skarbu. Dzisiaj postanowiłam nie popełnić tego błędu i przed pracą zaleciałam do pobliskiej biedronki - powitała mnie szczypta przewodników po europie i niechciana książka Anny Muchy - wyobraź sobie to wielkie rozczarowanie na mojej twarzy.
    Czekam i czekam na ten nowy tekst, mam nadzieję, że w końcu się doczekam, a tymczasem - link do bloga paix-graphic.blogspot.com - co prawda nie ma na nim zbyt wiele, ale wszystko przede mną, w końcu to dopiero początki!
    Trzymaj się cieplutko Ome, odezwę się jak tylko przeżuję nowy kąsek od Ciebie ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za Poldka mam zamiar za jakiś czas wziąć poważniej, a przedtem rzucę parę Poldkowych kawałków w różnych miejscach.
      Mnie dziś rano też wpadła w oczy tylko książka Muchy i parę romansideł. Doskonale sobie wyobrażam Twoje rozczarowanie, ale spójrz na to w ten sposób: wyławianie perełek smakuje naprawdę tylko wtedy, gdy perełki są rzadkie, a nie nawarstwione niczym kamienie...
      No dobra, kogo ja próbuję oszukać. Książkowych perełek nigdy nie jest dość, choćby ich stos przerósł Mount Everest!
      Tekst właśnie wrzuciłam, wygrałam z oporami komputera. Uf. Oby ekskurs dobrze się trawił :)
      Dziękuję za link, już wstępnie do Ciebie zajrzałam, a teraz spokojnie obejrzę dobie całość dokładnie :)

      Usuń

Back
to top